Jakże każde słowo tych wierszy ma nie boleć, kiedy dociera do nas, że ta pisana jakby na wydechu, tęskniąca za zamilknięciem poezja, staje się wielkim żegnaniem, albo może - natarczywym acz godnym wołaniem o kres.
W „Jestem za burtą” czytamy:
„(…) lubię dociec do czegoś
więc dociekam
przeciekam
pora
nabrać wody do ust”
Ten ból czytelniczy doskwiera ale i mobilizuje by samemu zacząć celebrować chwile pożegnań. Jak widać w wielkiej poezji stają się one czasem świadomego szukania jedynych słów, które nie mają kresu tu na ziemi.